Obecny prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, Piesiewicz, nie ma zbyt korzystnego wizerunku po ostatnich igrzyskach olimpijskich w Paryżu.

Pomimo ogromnych oczekiwań, nasi sportowcy zdołali zdobyć jedynie 10 medali, z czego tylko jeden złoty. Taki wynik zarejestrowany w stolicy Francji był nie tylko rozczarowujący, ale również doprowadził do krytyki na temat działań Piesiewicza, który jest postrzegany jako odpowiedzialny za te nieudane występy.

W ostatnich dniach sytuacja jeszcze się zaostrzyła, gdy Nitras ujawnił szczegóły dotyczące wynagrodzenia Piesiewicza. Minister sportu, po zakończeniu igrzysk, postanowił przeprowadzić audyt dotyczący finansów PKOl. Szokujące jest to, że Piesiewicz miał nie jedną, ale przynajmniej dwie umowy, a zaraz po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych zdecydował się na obniżenie swojego wynagrodzenia.

Jak ujawnił Nitras, Piesiewicz przez długi czas pobierał kosmiczne wynagrodzenie, które przed jego obniżeniem mogło wynosić około 100 tysięcy złotych miesięcznie. Co więcej, jest on pierwszym prezesem PKOl w historii, który otrzymuje wynagrodzenie.

Fala krytyki, która spadła na Piesiewicza po olimpijskich niepowodzeniach, rodzi pytania o przyszłość jego kadencji oraz o to, czy będzie w stanie zredefiniować swoją strategię zarządzania polskim sportem. W miarę jak pojawiają się nowe informacje na temat zarobków i efektywności pracy w PKOl, opinia publiczna zaczyna dopytywać, czy nie czas na zmiany na szczytach zarządzania sportem w Polsce.