W ostatnich dniach media obiegła historia dotycząca Gzowskiego, znanego polityka z Tolkmicka, który według nieoficjalnych danych przejechał ponad 163 tysiące kilometrów służbowym samochodem w ciągu 22 miesięcy. To niemal połowa drogi z Ziemi na Księżyc, która wynosi około 376 tysięcy kilometrów! Wiele osób zastanawia się, jak to możliwe i co kryje się za takim ogromem kilometrów.

Jak informuje "Gazeta Wyborcza", Gzowski rozpoczął korzystanie z auta służbowego 1 marca 2022 roku i korzystał z niego aż do końca 2023 roku. Koszty utrzymania tego pojazdu, w tym ubezpieczenie, serwis i paliwo, wyniosły łącznie ponad ćwierć miliona złotych - kwota, która wywołuje ogromne kontrowersje w kontekście wydatków publicznych.

Co więcej, jego miesięczne wynagrodzenie w Lasach Państwowych wynosiło średnio 24,3 tysiąca złotych brutto, co wzbudza dodatkowe emocje wśród obywateli, którzy są zaskoczeni takimi danymi. Rzeczywistość jest zaskakująca – służbowe auto to tylko wierzchołek góry lodowej, a Gzowski, mimo że jego majątek jest ściśle związany z pracą w Lasach Państwowych, był w stanie odbywać wiele delegacji, które owiane są tajemnicą.

Jak twierdzą przedstawiciele Lasów Państwowych, "dziura w ewidencji kilometrów sprawia, że bardzo trudno ustalić, gdzie i w jakim celu Gzowski podróżował przez ten czas, a raporty o delegacjach są często niepełne.\"

To rodzi wiele pytań: Czym Gzowski właściwie zajmował się w Warszawie? Czy jego podróże były w pełni uzasadnione służbowo? A może są to tylko przykłady marnotrawstwa publicznych funduszy? I jak to się ma do rosnących kosztów życia oraz krytyki wydatków w instytucjach publicznych? Obywatele mają prawo znać odpowiedzi na te pytania, a sprawa Gzowskiego staje się symbolem braku przejrzystości w działaniach niektórych polityków w Polsce.