Były prezydent USA, Donald Trump, nie omieszkał wyrazić swoich pozdrowień dla Władimira Putina i Kim Dzong Una, wskazując na ich wspólne działania przeciwko Stanom Zjednoczonym. "Proszę przekazać moje najgorętsze pozdrowienia Władimirowi Putinowi i Kim Dzong Unowi, podczas gdy spiskujecie przeciwko USA!" - stwierdził.

Trump zauważył, że Stany Zjednoczone historycznie wspierały Chiny, szczególnie w czasie II wojny światowej, dzięki programowi Lend-Lease oraz wspólnym działaniom w Birmie. Mimo tak wielkich aktów solidarności, na uroczystości w Pekinie amerykańska delegacja się nie pojawiła, podczas gdy między innymi przywódcy Rosji, Korei Północnej oraz Iranu zasiedli w pierwszym rzędzie.

Gdy zapytano Trumpa o defiladę, w której brał udział Putin oraz Kim, były prezydent stwierdził, że nie postrzega tego jako zagrożenia dla USA. Zamiast tego, podkreślił swoje przyjazne relacje z przewodniczącym Xi: "Chiny nas potrzebują, a my ich. To należy zrozumieć." Elokwentnie zasugerował, że w grze międzynarodowej to Waszyngton ma przewagę, a nie odwrotnie.

Ten dramatyczny zwrot w polityce Trumpa i jego komentarze tylko potęgują spekulacje o wzrastających napięciach między największymi mocarstwami globu. Czy to zapowiedź nowego rozdziału w polityce międzynarodowej? Kto zyska, a kto straci w tej skomplikowanej grze?