Nauka

Niszczycielski żywioł na Dolnym Śląsku! Helikoptery w akcji co kilka minut!

2024-09-20

W Głuchołazach mieszkańcy są w szoku. Nie pamiętają, aby kiedykolwiek w swojej rzece Białej Głuchołaskiej widzieli taką wodę. Miejscami woda podniosła się tak wysoko, że dotarła tam, gdzie dwa dni wcześniej kaczki swobodnie brodziły w strumyku, a wysepka, wypełniająca większość koryta, całkowicie zniknęła.

„Most, który remontowano od wiosny, został zrobiony za nisko, a do tego był cały w rusztowaniach. Kiedy woda zaczęła w niego uderzać, napotkała opór, a fala przeniosła się na drugi most i zniszczyła go. To, co się stało, całkowicie zmieniło koryto rzeki. Woda zaczyna wlewać się do naszego miasta” – relacjonuje Marian, który stoi pod zamkniętym sklepem z kolegami.

Dzięki temu, że woda zabrała most, miasto podzieliło się na dwie części. Połączenie z drugą stroną przez kilka dni zapewniała jedynie prowizoryczna kładka, na którą dostarczano najpotrzebniejsze artykuły.

"Wodospad jak Niagara!"

Spacerując przez Głuchołazy, trudno odróżnić zniszczenia spowodowane przez wodę, od tych, które wynikły z wcześniejszych prac remontowych. Halina, której but utknął w dziurze, wskazuje, że kostkę chodnikową zabrała woda. Jednocześnie dzieli się ze mną dobrą nowiną – „Mam szczęście, bo u mnie na klatce jest zupełnie sucho! Obserwowałam, jak woda z dwóch stron zalała okna na wysokości pierwszego piętra, ale nasz murek przy kościele uratował naszą klatkę schodową”.

Przy pobliskiej kamienicy ustawiają się ludzie po zupę. Henryk, który przyjechał z Bodzanowa mówi: „W domu nic nie możemy ugotować, musieliśmy przyjechać zobaczyć, co się stało w mieście. Codziennie obserwujemy, jak nas zalewa…”

Z relacji mieszkańców wynika, że woda przelała się nie tylko przez podwórka, ale także przez balkony i do domów, sprawiając, że sytuacja przypomina wypadki z przeszłości, szczególnie te z 1997 roku.

Płacz i helikoptery

„Próbowałam posprzątać nasz kościół, po tym, jak woda wlała się do budynku. To trudne do opisania, czuję się bezsilna. Jest tu muł, wszystko woda zalała” – opowiada jedna z kobiet, patrząc na zniszczenia. Miłość do swojego miejsca kultu nie pozwala jej się poddać.

W międzyczasie organizowana pomoc humanitarna trwa w najlepsze. Z dachu krytej pływalni co parę minut odlatują helikoptery, które dostarczają chleb, wodę i inne niezbędne artykuły mieszkańcom, gdzie dotarcie samochodem jest niemożliwe.

„Staliśmy się hubem humanitarnym dla całej Kotliny Kłodzkiej. Wiele osób jeszcze dziś nie może dostać się do swoich domów” – mówi Dawid Knych ze sztabu kryzysowego.

Na pewno hasła typu „jeden wielki szlam” oddają powagę sytuacji, a ci, którzy myślą, że staną na nogi w krótkim czasie, mogą się srogo rozczarować. Czy nadchodzące dni przyniosą poprawę, czy dodatkowe opady tylko pogorszą sytuację? Mieszkańcy z niepokojem śledzą prognozy, obawiając się powtórki z historii.

Wydarzenie to przypomina o kruchości, jaką niesie ze sobą natura, a także o solidarności, która jednoczy mieszkańców w trudnych chwilach. Przypadków takich jak ten możemy spodziewać się częściej, jeśli zmiany klimatyczne nadal będą postępować w takim tempie. Czy jesteśmy naprawdę przygotowani na to, co nadchodzi?