Katastrofa powodziowa w Nysie: Mieszkańcy ośrodka bez pomocy i informacji o ewakuacji
2024-09-26
Autor: Ewa
Sobota, 21 września. W obliczu tragicznej powodzi mieszkańcy ośrodka w Dworze Biskupim byli zmuszeni pożegnać cenne pamiątki z ich życia. Szlam zalał nie tylko ich meble, lecz także wspomnienia — zdjęcia, herbatki i aparaty słuchowe trafiły do kosza. W wyniku powodzi blisko 100 osób, w tym wiele osób starszych i niepełnosprawnych, straciło dorobek swojego życia.
Ośrodek, który ma wielu pensjonariuszy samotnych, został całkowicie odcięty od informacji. Dyrektor, Małgorzata Stokowska, podkreśla brak komunikacji ze strony sztabu kryzysowego w Nysie: "Nie otrzymaliśmy oficjalnego ostrzeżenia o nadchodzących zalaniach. Dopiero po tym, jak dostaliśmy się do sztabu, uzyskaliśmy informację o kolejnej fali powodziowej."
Wszystko zaczęło się 13 września, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze doniesienia o możliwych podtopieniach. Mimo to, władze nie zdecydowały się na zorganizowanie ewakuacji. Ośrodek rozpoczął przygotowania, jednak brak oficjalnych informacji skutkował chaotycznym działaniem, co doprowadziło do zastoju w przypadku pilnych decyzji.
Ośrodek zmagał się z problemami ze zasilaniem i dostępem do wody. Poziom paniki wzrósł, gdy w niedzielę dotarła pierwsza fala wody, która szybko zalała budynek. Opiekunowie zdołali wznieść wielu pensjonariuszy na wyższe piętra, ale wielu z nich wymagało wsparcia, co dodatkowo utrudniało sytuację.
Pomimo usilnych prób kontaktu z odpowiednimi służbami, przez godziny nikt nie odbierał telefonów. W końcu, dzięki determinacji pracowników, udało się dotrzeć do sztabu w Opolu, który obiecał przekazać informację o sytuacji w ośrodku do lokalnych władz.
Kiedy nastał poniedziałek, władze w końcu ogłosiły konieczność ewakuacji. Niestety, jak relacjonuje Stokowska, "byliśmy zmuszeni do działania na własną rękę, a pomoc nadeszła dopiero po długim czasie." Ewakuacja trwała, a sytuacja stała się dramatyczna, gdy woda zaczęła się wdzierać do pomieszczeń.
Zniszczenia, jakie powódź wyrządziła, są ogromne. Większość sprzętu medycznego uległa zniszczeniu, nie mówiąc o podłogach czy meblach. Pracownicy ośrodka obawiają się, że straty mogą sięgać setek tysięcy złotych. W tej chwili najważniejsze jest przywrócenie normalności i zapewnienie pensjonariuszom godnych warunków życia.
„Bez aktywnej pomocy władz, odbudowa zajmie nam znacznie więcej czasu. Mamy nadzieję, że dzięki wsparciu społeczności i darczyńców uda się przywrócić ośrodek do życia” - mówi wiceprezes Fundacji Pomoc Maltańska, Marek Grzymowski. Mieszkańcy i wolontariusze robią, co w ich mocy, aby pomóc i jednocześnie podkreślają, jak ważna jest wzajemna pomoc w obliczu tragedii.