Po nieudanym konkursie w Oberstdorfie Aleksander Zniszczoł nie przebierał w słowach. W ostrych słowach odniósł się do strategii sztabu szkoleniowego, twierdząc, że zbyt często zmieniają podejście do skoków.

- Może za dużo kombinowaniu, kiedy my jesteśmy na skoczni. Jeśli pierwszy skok mi wyjdzie, muszę kontynuować, a nie zmieniać coś, co już działa - powiedział Zniszczoł w wywiadzie dla Eurosportu.

Sytuacja zaostrzyła się po kwalifikacjach w Garmisch-Partenkirchen, gdzie Dawid Kubacki również wyraził swoje niezadowolenie. - Zrobiliśmy coś zupełnie innego w Oberstdorfie niż na treningach w Zakopanem - twierdził.

Trener Thomas Thurnbichler znalazł się w centrum krytyki. W rozmowie z dziennikarzem Kubacki wspomniał, że problemy zaczęły się dwa i pół roku temu, kiedy Austriak dołączył do sztabu.

Co więcej, zdaniem zawodników, chaos w zespole trwa od dłuższego czasu. Chociaż PZN miało wiele miesięcy na przygotowania, nie udało się nawiązać do sukcesów z czasów Stefana Horngachera, który błyskawicznie wprowadził Polskę na skoczniowy szczyt.

Adam Małysz, prezes PZN, miał wielkie nadzieje związane z Thurnbichlerem, jednak efekty jego pracy wciąż nie spełniają oczekiwań. Współpraca z młodymi zawodnikami jest kluczowa. Polacy w Pucharze Kontynentalnym w Engelbergu pokazali, że zespół nie ma sprawdzonego planu działania.

Kluczowym sukcesem Thurnbichlera jest odbudowa Pawła Wąska, co potwierdza, że skoczkowie potrzebują wsparcia zarówno technicznego, jak i mentalnego.

Nie możemy jednak ignorować faktu, że wielu znakomitych skoczków, którzy dawali nadzieję, teraz może stracić szansę na rozwój, jeśli nie zostaną wprowadzone zmiany. Znalezienie nowego podejścia do pracy z młodzieżą, wzorem Horngachera czy Heinza Kuttina, może być jedynym ratunkiem.

Potrzebna jest także zmiana w strategii: trenerzy muszą poznać problemy zawodników, a nie narzucać im swoje wizje. To ostatni dzwonek, by zapobiec dłuższej erze stagnacji w polskich skokach narciarskich!