Kraj

Wychowałam się na mszy za ojczyznę i Marszu Niepodległości. Nie wstydzę się tego

2024-11-11

Autor: Katarzyna

- Wstawaj, dzisiaj 11 listopada! Wiem, że nie idziesz do szkoły, ale zabieram cię na lekcję historii w terenie - słyszałam co roku w Święto Niepodległości w dzieciństwie. Mieszkaliśmy zaledwie 50 kilometrów od Warszawy, tata, nauczyciel historii z wiejskiej podstawówki, doskonale wiedział, jak spożytkować ten dzień. Jako dziecko wolałam pospać dłużej, pograć na komputerze, ale wiedziałam, że nie dostanę wolnego. To było dla niego ważne, chciał, żeby jego dzieci znały historię. Gdy marudziłam, słyszałam często: 'Ojczyzna wzywa!'.

Dziś wiem, że to nie było dla niego zwykłe wyjście z domu. Dopiero po latach zrozumiałam, co chciał mi pokazać. Patriotyzm to nie coś, z czym się rodzimy, ale coś, czego trzeba się nauczyć, wyjść przed szereg i przede wszystkim się nie wstydzić. Dla niego nie miały znaczenia kierunki na politycznej scenie, w jego opowieściach nigdy nie padały słowa ‘lewaki’, ‘prawicowi’, ‘libki’, ‘konserwatyści’. Dlaczego? Bo patriotą można być niezależnie od tego, na kogo się głosuje.

Godzina 12

11 listopada w naszej rodzinie miał swój stały rytm. Rozpoczynaliśmy go od mszy za ojczyznę, która w naszym kościele była zazwyczaj o 12:00. Brały w niej udział poczty sztandarowe z lokalnych szkół (nie raz sama w niej byłam, a tata stał i patrzył na mnie z ogromną dumą). Chodziliśmy zawsze do jednego kościoła. Mszę odprawiał ten sam ksiądz, porównywany przez starszych mieszkańców do Jerzego Popiełuszki. Wiele osób pewnie myśli, że słuchałam na ambonie politycznej indoktrynacji, ale tego nie było. Słyszałam za to nawoływanie do solidarności, czułam poczucie wspólnoty, zjednoczenia w tych samych ideałach.

Każde takie nabożeństwo kończyło się odśpiewaniem ‘Boże, coś Polskę’. Pieśń, którą Polacy śpiewali w niewoli narodowej do 1918 roku, podczas okupacji hitlerowskiej oraz w PRL-u i w czasie stanu wojennego w latach 80. XX wieku. Pieśń, której historyczny ciężar czuję do dziś.

Godzina 13

Po mszy zwykle jechaliśmy na cmentarz i zapalaliśmy znicz na grobie żołnierzy. Tata nie mógł odmówić sobie krótkiej pogawędki o naszej ziemi wyszkowskiej. Jest historykiem z wykształcenia, ale i pasji. Zawsze sypał anegdotami. Dzięki niemu i jego wspomnieniom z okresu PRL-u miałam poczucie, że naprawdę dotykam historii. Jednak to nie był najbardziej podniosły moment tego dnia. Ten miał dopiero nadejść.

Godzina 14

Później, około 14, ruszaliśmy do Warszawy. W samochodzie już był przygotowany pendrive z pieśniami patriotycznymi, które tego dnia grały w tle. Pamiętam, jak po wejściu do samochodu tata od razu go podłączał, a z głośników jako pierwsza leciała ‘Szara piechota’. Po kilku takich wyjazdach znałam już cały patriotyczny repertuar na pamięć. Do dziś 11 listopada ma dla mnie jedną playlistę.

Jeśli pozwalał czas, zajmowaliśmy się Powązkami i modliliśmy się przy grobach zasłużonych Polaków. Później jeździliśmy na Grób Nieznanego Żołnierza. Tata zawsze powtarzał, że nie ma drugiego tak ważnego miejsca na świecie, które upamiętnia wszystkich bezimiennych bohaterów, którzy złożyli życie w ofierze w walce o wolność i niepodległość ojczyzny. W tym dniu odwiedzenie go miało szczególny charakter.

Godzina 16

Punktem kulminacyjnym naszych rodzinnych obchodów 11 listopada był oczywiście Marsz Niepodległości. Z Grobu Nieznanego Żołnierza szliśmy pieszo na rondo Romana Dmowskiego, które jest punktem symbolicznym i centralnym dla stolicy. Od lat marsz tradycyjnie zaczyna się właśnie tam. Maszerowaliśmy z biało-czerwonymi flagami na ramieniu. Cała nasza czwórka: ja, mama, tata i młodsza siostra. Uczestnicy wydarzenia zawsze byli z różnych środowisk, mieli banery, głośno skandowali swoje hasła. Śpiewaliśmy hymn, wymachiwaliśmy flagą. Tata mało mówił, kazał mi obserwować i przekonywał, że wszystko omówimy w drodze powrotnej do domu. Pamiętam jedno. Nie rozumiałam, dlaczego niektórzy ludzie wchodzą na przystanki albo stają na barierkach, dlaczego krzyczą tak głośno, dlaczego mają zasłonięte twarze. To wszystko kumulowało się w mojej głowie; obok poczucia solidarności uczestników miałam również takie obrazy. Tamte emocje niestety też.

W drodze do domu tata powiedział, że nie jest mu łatwo, kiedy jego dzieci słyszą ksenofobiczne, rasistowskie i faszystowskie hasła oraz wulgaryzmy. Zapewnił, że nie o takiej wolności on ciągle nam opowiada, ale takie sytuacje powinny nam pokazać, że choć jesteśmy Polakami, bardzo się od siebie różnimy.

Lata mijają, nie kończą się jednak kontrowersje związane z marszem. Nie kończą się rasistowskie i nacjonalistyczne hasła, które pojawiały się zwłaszcza wśród osób formujących tzw. czarny blok. Czułam się politycznie samotna, bo przedstawiciele różnych ugrupowań nie chcieli w tym uczestniczyć. Miałam poczucie, że wstydzili się być kojarzeni z tym wydarzeniem, wstydzili zachowania tych, którzy swój 'patriotyzm' pokazywali za pomocą wulgarnych gestów. Dlaczego tak wielu wolało postawić kreskę także na ludziach takich jak ja, jak moja rodzina?

Tłumaczyłam sobie, że nie mam wpływu na to, co dzieje się na Marszu Niepodległości. Przecież nie zdołam powstrzymać każdego, kto zacznie skandować kompromitujące hasła, ba!, nawet nie próbowałam. Tata przestrzegał, że jako wolny obywatel powinnam zawsze odpowiadać za swoje działania i zaniechania. Po Marszu Niepodległości czułam, że to nie są puste słowa, a to, co tam widziałam, było prawdziwą lekcją historii, o której rano mi mówił.

11 listopada to mój dzień i nikt mi go nie odbierze.

Gdy dziś o tym myślę, jestem mu wdzięczna za to, jak mnie wychował. Nie obchodzi mnie, jeśli ktoś zwróci mi uwagę i powie, że jestem prawicowa czy konserwatywna, bo idę w marszu. Uśmiechnę się i odpowiem, że idę, bo jestem patriotką. Nie, nie jestem członkinią ONR, NOP ani Młodzieży Wszechpolskiej. Przekonanie, że ojczyzna jest dobrem najwyższym, zaszczepił we mnie tata i harcerstwo, a nie polityczne partie, młodzieżówki czy pseudopatrioci.

Chciałabym doczekać momentu w historii Polski, kiedy tacy ludzie jak ja będą mieli gwarancję, że Marsz Niepodległości nie zostanie w żaden sposób wykorzystany politycznie. Że nie będziemy argumentem w politycznych przepychankach, że my, maszerujący, nie będziemy stawiani na równi z chuliganami, nazywani zagrożeniem.

Chciałabym, żeby w przyszłości moje dzieci wychowywały się w rodzinie, w której patriotyzm jest na pierwszym miejscu i aby były świadome swoich praw i obowiązków, niezależnie od władzy przy sterze. Chciałabym móc kiedyś pójść z nimi w marszu. Pragnę, byśmy całą rodziną szli wtedy z podniesionymi głowami, bez oglądania się za siebie, bez zatykania uszu na rasistowskie i ksenofobiczne hasła.