Prof. Marek Belka ostrzega: czekają nas nieprzyjemne niespodzianki!
2025-01-13
Autor: Tomasz
Nie bierze pan już czynnego udziału w aktualnej polityce? To prawda, po zakończeniu mojej kadencji w Parlamencie Europejskim czuję się uwolniony i mam zdecydowanie mniej oporów przed wyrażaniem swoich poglądów.
Czuję, że staję się swoistym pogromcą mitów o emeryturach oraz sytuacji ekonomicznej w Polsce. Mówi pan, że wiek emerytalny powinien zostać zwiększony?
Oczywiście, że tak!
Rząd oraz opozycja boją się tego tematu, a wiceminister Sebastian Gajewski powołuje się na raport, który pokazuje, że tylko 2% społeczeństwa jest za zrównaniem wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn oraz podniesieniem go do 67 lat. Ale co z tego? To nie jest argument, którego należy bronić. Rozumiem kobiety, które w wieku 60 lat wolą przejść na emeryturę, aby opiekować się wnukami. Jednak nie możemy ignorować zjawiska młodych emerytek, które wyjeżdżają do Niemiec w poszukiwaniu pracy.
Powinno się także porozmawiać o strefie euro. Mówi pan, że wstąpienie do niej jest koniecznością, podczas gdy prezes NBP, Adam Glapiński, podczas swoich cyklicznych konferencji powtarza, że prowadzi to do utraty niezależności Polski. Podczas wyborów zarzucał Donaldowi Tuskowi, że zamierza za cenę poparcia Unii zastąpić nasze złote euro.
Glapiński, jak każdy polityk, nie jest obiektywnym obserwatorem, a jego opinie mnie mało interesują. Ważne są argumenty ekonomiczne. Na przykład, były wiceminister finansów, Stefan Kawalec, miał kiedyś zdanie, że Niemcy będą pierwszym krajem, który wyjdzie ze strefy euro. Ale pomimo tego nie widzę, żeby kto kolwiek z niemieckich polityków o tym rozmawiał. Nawet populistyczne partie takie jak Bracia Włosi Giorgii Meloni nie mówią nic na ten temat.
W Polsce brakuje sensownej dyskusji na temat wstąpienia do strefy euro, ponieważ politycy obawiają się tego jak ognia, a PiS skutecznie obrzydził to pojęcie społeczeństwu. Twierdzą, że wprowadzenie euro spowoduje nagły wzrost cen, co nie miało miejsca w przypadku Słowacji czy Chorwacji, a takie stwierdzenia są kolejnym mitem.
Przechodząc do kwestii finansowania Centralnego Portu Komunikacyjnego (CPK), to projekt, który się pojawił kilkanaście lat temu, ale przez ten czas wiele się zmieniło. Mamy rozwinięte lotniska regionalne, które przejęły dużą część ruchu. Co więcej, trzeba zadać sobie pytanie, jaką rolę w tym projekcie ma odegrać narodowy przewoźnik, czyli LOT, który boryka się z wieloma problemami.
Obecnie zauważamy, że pomimo wzrostu płac ludzie nie wydają pieniędzy. W wielu przypadkach wolą oszczędzać, bo wysokie stopy procentowe mają wpływ na konsumpcję. A jeśli aktywność konsumpcyjna nie wzrośnie, może to zaszkodzić rozwojowi gospodarki. Możemy więc stanąć w obliczu niespodzianki, która będzie negatywna dla budżetu – niższa inflacja niż przewidywana, co może wywołać ryzyko związane z nadmiernym deficytem.
W obliczu tego, co się dzieje, musimy być ostrożni. Brakuje nam poważnej publicznej debaty o finansach. Rząd zapowiada wzrost i uzasadnia, że w przyszłości deficyt zostanie zrównoważony wzrostem gospodarczym. To myślenie jest niebezpieczne, zwłaszcza że nikt nie wie, co przyniesie przyszłość.
Polska gospodarka może się rozwijać, ale zaskoczenia mogą być tu kluczowe. Jeżeli stopy procentowe są teraz najwyższe od dwóch dekad, to niewątpliwie wpływa to na hamowanie zarówno inwestycji, jak i wydatków konsumpcyjnych. Inflacja może więc mieć wpływ nie tylko na gospodarstwa domowe - jest to zjawisko, które wymaga natychmiastowych działań na wielu frontach.
Czy jesteśmy w sytuacji, gdzie podziały funduszy mogą zagrażać naszym przyszłym inwestycjom? Tak, musimy zwrócić uwagę na to, ile pieniędzy wydaje się na politykę społeczną, a ile na inwestycje. To problem, który w końcu można sparaliżować naszą gospodarkę. I w myśl tej sytuacji musimy zadać sobie pytanie: co dalej? Odpowiedzi nie będą łatwe, ale ich znalezienie może być kluczowe dla przyszłości naszego kraju.