Niecodzienna emerytura Pani Henryki z Łodzi – W jakim stylu prowadzi prasowalnię "Żelazko"?
2024-12-26
Autor: Katarzyna
W sercu Łodzi, na jednym z popularnych osiedli z lat 70-tych, mieszka niezwykła seniorka, pani Henryka. Właścicielka prasowalni "Żelazko" nie tylko zrewitalizowała swoją emeryturę, ale także stała się lokalnym bohaterem. Osiedle, znane jako Manhattan, składa się z ośmiu bloków, w jednym z nich pani Henryka prowadzi swoją działalność już od lat. Wyprasuje dla swoich klientów wszystko – od dziecięcych ubrań, przez eleganckie garnitury, aż po obrusy i pościel.
"Zamiast marnować czas przed telewizorem, wolę prasować, bo w tym jestem dobra!" – mówi z uśmiechem. Po przejściu na emeryturę pani Henryka szybko zdała sobie sprawę, że jej świadczenie emerytalne nie wystarcza na codzienne potrzeby. Wcześniej zdobywała doświadczenie w Anglii, gdzie również zajmowała się prasowaniem. Kiedy wróciła do Polski, postanowiła otworzyć własną prasowalnię.
Jej wnuk wymyślił nazwę "Żelazko", a rodzina od początku wspierała ją w jej inicjatywie. Na początku roznosili ulotki, a potem word-of-mouth zaczęło przyciągać klientów. Pani Henryka wynajęła mały pokój w bloku, który znała dobrze, ponieważ mieszkała tam od wielu lat. Prasuje dla osób, które nie mają czasu ani ochoty na tą czynność, a przede wszystkim stara się oferować usługi w przystępnych cenach.
Coraz większym problemem stają się jednak rachunki. Od początku roku koszty energii elektrycznej wzrosły drastycznie, co zmusiło panią Henrykę do renegocjacji umowy. Mimo że teraz płaci 700 złotych, pamięta czasy, gdy to tylko 200 złotych wystarczało na opłaty. Właścicielka "Żelazka" patrzy na swoją działalność jak na hobby, które przynosi jej przyjemność, a nie jako na źródło utrzymania.
"Prasowanie to dla mnie coś więcej niż praca. To jak oczyszczanie myśli. Kiedy prasuję, czuję, że wszystko w moim życiu się układa." – dodaje pani Henryka z pasją. Pomimo wyzwań, z jakimi się zmaga, wciąż z uśmiechem przyjmuje nowe zamówienia. Obowiązki związane z prasowaniem ubrań, obrusów czy firan również cieszą ją satysfakcją. "Jak będzie trzeba, to nawet przygotuję suknie ślubną!" – mówi w żartach.
Jednak nie wszyscy w Łodzi mają taką samą determinację jak pani Henryka. Branża prasowalni boryka się z problemem braku wykwalifikowanych specjalistów. Pani Henryka zwraca uwagę, że dawniej w Łodzi produkowano więcej odzieży, co skutkowało większą ilością mechaników i fachowców. Dziś ci, którzy potrafią naprawić stary sprzęt, są coraz rzadziej spotykani.
Ciekawe jest również to, że najnowsze urządzenia do prasowania nie interesują pani Henryki. "Wystarczy mi para, nie muszę mieć najnowszego żelazka. Kluczowe jest to, jak się prasuje – to umiejętność, której nikt mi nie odbierze!" – podsumowuje z przekonaniem. Dzięki swojemu profesjonalizmowi, wiele klientów wraca do niej regularnie, a lokalna społeczność zaczyna dostrzegać, że emerytura to nie czas na wypoczynek, a okres nowych możliwości.