Kraj

Dwie wsie na Dolnym Śląsku w obliczu katastrofy: Jak mieszkańcy walczą z żywiołem

2024-09-19

Mieszkańcy odciętych wsi, Starego Górnika i Starego Otoku, mają poważne problemy z dotarciem do Oławy. Pomimo, że poziom wody w Odrze jest na tyle niski, że można przemieszczać się na rowerze, strażacy powtarzają, że jest to niebezpieczne z powodu rwącego nurtu oraz ukrytych w wodzie zniszczeń drogi.

"Nie można do nas dojechać. Zaryzykowałem przejazd przez tę wodę rowerem, ponieważ są tam dary. Jest źle. Z jednej strony walczyliśmy trzy dni, workując około 50 wywrotek piasku. 150 osób przy tym pracowało. Nie udało się jednak uratować wszystkich domów, które zostały zalane" – relacjonuje Marek Józefiak ze Starego Górnika.

Podkreśla, że Odra wylewa w tym miejscu przy każdej powodzi. Najbardziej dotknięte są trzy gospodarstwa. "Pompujemy wodę, aby uniknąć całkowitego zalania domów. Jeśli pompa się zepsuje, a mamy ich niewiele, to domy zostaną całkowicie zalane" – dodaje.

Aby dotrzeć do odciętych miejscowości, na miejscu woduje się łodzie, które dostarczają niezbędne artykuły. Jak mówi st. insp. ze Straży Gminnej w Oławie, Zbigniew Jakubowicz, 16 września strażacy odwiedzali lokalne wioski, aby informować mieszkańców o zagrożeniu i możliwej ewakuacji.

Z Starego Górnika ewakuację zaakceptowało pięć osób, podczas gdy kilkanaście wcześniej opuściło region i udało się do rodzin w Oławie. "W Starym Otoku sytuacja była podobna. Większość postanowiła zostać, tłumacząc się doświadczeniami z powodzi w 1997 roku. Obiecali jednak podjąć działania ewakuacyjne w razie zagrożenia" – zaznaczył strażnik gminny.

W czwartek wicedmarszałek dolnośląski Michał Rado odwiedził Stary Górnik. Władze samorządowe wykorzystują do pomocy specjalnie skonstruowane auta terenowe, aby dostarczyć mieszkańcom wsparcie.

"Stary Górnik i Stary Otok są odcięte. Nie da się dojechać normalnym samochodem. Można próbować przejść, co również wiąże się z dużym ryzykiem. Mieszkańcy liczą na pomoc. Dzięki naszym staraniom, Koło Gospodyń Wiejskich z Bystrzycy dostarcza tam jedzenie oraz środki czystości. Wspierają nas również lokalni mieszkańcy oraz strażacy z OSP" – relacjonował wicemarszałek.

To dramatyczna sytuacja, która wskazuje, jak kruchy jest system wsparcia w obliczu katastrof naturalnych. Przepadłoby wiele domów, gdyby nie solidarność lokalnej społeczności i szybką reakcję służb. Bądźcie na bieżąco – sytuacja się zmienia z godziny na godzinę!