Wszyscy znają Billy'ego Raya Cyrusa jako legendę muzyki country, którego przeboje takie jak "Achy Breaky Heart" zdominowały listy przebojów w latach 90. Muzyk, znany również jako ojciec Miley Cyrus i gwiazda kultowego serialu "Hannah Montana", ostatnio przyciągnął uwagę nie tylko swoim dorobkiem artystycznym, ale też kontrowersyjnymi decyzjami.

Kilka miesięcy temu Cyrus znów zyskał na popularności, współpracując z raperem Lil Nas X przy wybuchowym hicie "Old Town Road", co zaskoczyło wielu fanów jego twórczości. Jednak ostatnia publiczna wystąpienie artysty na inauguracji prezydenta Donalda Trumpa okazało się bezsprzecznie dużą wpadką, która zaszkodziła jego wizerunkowi.

W dniu inauguracji, tuż przed swoim występem, Cyrus zmagał się z poważnymi problemami technicznymi. Zawodząc zarówno siebie, jak i widownię próbował w ostatniej chwili sprawdzić swoją gitarę, co tylko zwiększyło frustrację zgromadzonych gości. Jego wykonanie muzyki z playbacku było mało przekonywujące, a atmosfera na scenie była napięta.

Podczas koncertu, Cyrus wielokrotnie pytał publiczność, czy nadal chce go słuchać: "Chcecie, żebym jeszcze śpiewał, czy po prostu chcecie, żebym zszedł ze sceny?". Jego pytania nie przyniosły ulgi, a internauci na platformie X (dawniej Twitter) zaczęli kpić z całego występu. Wiele osób stwierdziło, że artysta "przyniósł wstyd prezydentowi", a inni nie szczędzili gorzkich słów pod adresem jego wokalnych umiejętności.

Ogromna fala krytyki i drwin sprawiła, że wielu zwolenników Trumpa zaczęło zadawać pytania o przyszłość Cyrusa w branży muzycznej. Niektórzy internauci żartowali: "Obserwowałem, jak przez pięć minut chcieli ściągnąć go ze sceny... nawet zgasili światła! To było żenujące!". Takie komentarze pokazują, jak bardzo wystąpienie na tak ważnej imprezie może wpłynąć na karierę artysty. Jakie będą kolejne kroki Billy'ego Raya Cyrusa po tym incydencie? Czy kontrowersje z jego udziałem na stałe wpłyną na jego reputację? Czas pokaże!