Szymon Hołownia w ogniu krytyki podczas Marszu Niepodległości

Szymon Hołownia, obecny marszałek Sejmu, przybył na obchody Święta Niepodległości z zamiarem złożenia kwiatów. Jego przybycie towarzyszyły jednak skrajne emocje — zgromadzony tłum przywitał go "wyciem, obelgami, rechotem i gwizdami". Jak relacjonuje polityk, w momencie, gdy wychodził z samochodu, tłum skandował hasła takie jak: "Andrzej Duda", "kara dla Bodnara", czy "chwała bohaterom". Wszystko to działo się przy placu Piłsudskiego, gdzie odbywało się główne wydarzenie świąteczne, w tym uroczysta odprawa przed Grobem Nieznanego Żołnierza.

Hołownia próbował zbliżyć się do zgromadzonych, oferując im biało-czerwone kotyliony, ale reakcje były mieszane. Mimo kilku prób nawiązania kontaktu, niektórzy uczestnicy Marszu Niepodległości odmawiali podania mu ręki, co wywołało intensywnie emocjonalne wymiany zdań. Sytuację pogarszał fakt, że ludzie czuli się wykluczeni, gdyż polityk był oddzielony od nich barierkami.

"Nie możemy się nienawidzić pod biało-czerwoną!" - apelował jeden z mężczyzn, który podkreślał, że to święto szacunku i jedności, a nie nienawiści. Hołownia przyznał mu rację, ale dodał, że barierki zostały postawione głównie z powodów bezpieczeństwa. Dalsza interakcja była napięta, ale marszałek Sejmu kontynuował próbę podejścia do tłumu, co z kolei wywoływało śmiech i frustrację wśród zgromadzonych.

Podczas gdy Hołownia starał się przekonywać zebranych o swoim intencjach, nie brakowało głosów krytyki. "Dlaczego musimy witać się przez barierki? Czy jesteśmy faszystami?" - pytał jeden z uczestników. Hołownia próbował uspokajać sytuację, tłumacząc, że barierki mają na celu jedynie zapewnienie bezpieczeństwa, jednak to wcale nie poprawiło atmosfery.

Mimo nieprzychylnej reakcji tłumu, Hołownia zapewnił, że wciąż będzie dążył do dialogu z obywatelami i próby budowania mostów międzyludzkich. Czy zdobędzie zaufanie społeczeństwa po tym wystąpieniu? Czas pokaże.