Polityka historyczna w 2024 roku: Czy to naprawdę koniec?
2025-01-04
Autor: Marek
Rok 2024 przyniósł wiele niepewności dotyczącej polityki historycznej w Polsce, a rząd zdaje się nie mieć jasno określonej wizji w tej kwestii. Obserwując, jak wydarzenia związane z historią są jedynie reakcją na bieżące potrzeby polityczne, można stwierdzić, że ta strategia pozostaje w cieniu głównych celów rządzących.
Mimo marnotrawienia środków i potencjału w ostatnich ośmiu latach, w tym zjaśniającym się kontekście, łatwo zauważyć, że nieco historyczna uwaga wciąż jest obecna w polityce, szczególnie w obliczu nadchodzących wyborów. Można się spodziewać, że historia powróci na czołową pozycję w debacie publicznej, stając się narzędziem do mobilizacji elektoratu.
Krytyczne nawiązania do polityki historycznej, które pojawiły się w tekstach publicystów, jak Rafał Kalukin, wskazują na potrzebę aktywności w tej sferze, ponieważ jakiekolwiek opuszczenie tych tematów może prowadzić do ignorowania istotnych rocznic, jak 85. rocznica wybuchu II wojny światowej.
Co więcej, nieprzemyślane decyzje w przeszłości, takie jak brak właściwej celebracji 100. rocznicy odzyskania niepodległości, rzucają cień na działania rządu. W 2024 roku wyzwaniem będą również Rodo Kosiniak-Kamysza, który narzuca nowy ton rządowi Tuska w kwestii Wołynia, sprawy o której nikt wcześniej nie chciał mówić, oraz stosunek do ekshumacji ofiar ukraińskiego nacjonalizmu.
Niepewność nadchodzącego roku wyborczego, w którym wiele wydarzeń historycznych może wprowadzić jeszcze większe antagonizmy, stwarza ponadto chaos i kwestionuje dotychczasową politykę historyczną. Podobnie, jak w 2025 roku, nad którym będą ciążące obchody tysiąclecia koronacji Bolesława Chrobrego, tak i pomysłom na międzynarodowe upamiętnienie zakończenia II wojny światowej grozi ponowna marginalizacja. Bez wyraźnych planów w tej kwestii, możliwe jest, że historia zostanie wykorzystana tylko do walki politycznej, a nie do budowania konsensusu społecznego.