Ministerstwo Zdrowia, pod kierownictwem Izabeli Leszczyny, niedawno zaproponowało plan likwidacji porodówek w szpitalach, gdzie rocznie rodzi się mniej niż 400 dzieci. To kontrowersyjne posunięcie miałoby być częścią szerszej strategii konsolidacji placówek medycznych. Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, aż 111 porodówek w całym kraju znajdowało się pod groźbą zamknięcia, co stanowi jedną trzecią istniejących w Polsce instytucji oferujących usługi porodowe.

Pomysł był krytykowany przez wielu lekarzy oraz przyszłe matki, które obawiały się, że zmiany utrudnią im dostęp do opieki zdrowotnej. Kobiety w ciąży często muszą pokonywać długie dystanse, aby dotrzeć do najbliższej porodówki. Krytycy podkreślali, że nie każda z kobiet ma wsparcie partnera w trudnych chwilach porodu ani możliwość zamówienia transportu na czas. Minister Leszczyna pocieszała, że każda ciężarna mogłaby skorzystać z transportu karetką ambulance, co jednak nie rozwiało obaw.

Jednakże presja społeczna oraz protesty lekarzy i pacjentek wymusiły na minister zdrowia zmianę decyzji. Jak podała Klara Klinger, redaktor naczelna „Rynku Zdrowia”, resort zdrowia postanowił zrezygnować z kryterium 400 porodów jako podstawy do utrzymania porodówki. Decyzje o istnieniu poszczególnych oddziałów podejmować będą teraz wojewodowie oraz organy założycielskie szpitali.

„To była walka o życie i zdrowie przyszłych matek. Nasze głosy nie były ignorowane. @Leszczyna wycofuje się ze szkodliwych zapisów, cieszymy się z tego sukcesu, który osiągnęliśmy dzięki współpracy! Jeszcze dwa dni temu ministerstwo wysłało projekt ustawy z dolną granicą 400 porodów, a dziś mamy zmiany!” – komentował poseł PiS Janusz Cieszyński.

Również środowiska medyczne podkreślają, jak ważna była ta decyzja, nie tylko w kontekście wsparcia dla kobiet, ale także dla systemu ochrony zdrowia w Polsce. To z pewnością ogromny krok w kierunku poprawy dostępu do opieki porodowej w kraju!