Rozrywka

Meghan Markle i książę Harry oskarżeni o bycie "turystami katastroficznymi": "To dla nich ogromna obraza"

2025-01-14

Autor: Katarzyna

Meghan Markle i książę Harry, znani z aktywnego zaangażowania w sprawy społeczne, wrócili na czołówki gazet po ich wizycie w Pasadenie w Kalifornii, gdzie dotknęli skutków pożarów, rozmawiając z wolontariuszami i burmistrzem Victor Gordo. Ich działania zdobijają media na całym świecie, ale nie obyło się bez kontrowersji.

Justine Bateman, aktorka i producentka, skrytykowała ich, nazywając ich "turystami katastroficznymi", zarzucając, że wykorzystują tragedię ludzką do budowania swojego wizerunku. "Jaką odrażającą 'sesję zdjęciową' sobie zrobili. Zwiedzają zniszczenia. Sądzą, że są politykami?" - napisała, argumentując, że para nie ma nic wspólnego z tym miejscem i przyjechała tylko po to, żeby zdobyć poklask społeczny.

Na te zarzuty oburzone źródła bliskie parze przekazały portalowi Page Six, że Meghan i Harry czują się urażeni określeniem ich "turystami katastroficznymi". "To dla nich obraza, że ktoś mógłby myśleć, że traktują to tylko jako okazję do kilku zdjęć" – powiedział informator. Wspomniano również, że Meghan dorastała w Los Angeles, więc to miejsce ma dla niej szczególne znaczenie.

Osoby z otoczenia pary podkreślają, że Harry i Meghan nie są tylko odwiedzającymi, ale prawdziwie zaangażowanymi w pomoc osobami. Ich serce jest pełne żalu za ofiary pożarów oraz za wszystkich dotkniętych tymi tragicznymi wydarzeniami. Podczas swojej wizyty poświęcili wiele godzin na wolontariat, znacznie przed medialnym zainteresowaniem temat.

Krytyka z pewnością nie wyciszy działań Meghan i Harry'ego, którzy od dawna stawiają sobie za cel pomoc w potrzebie. W obliczu kryzysów, takich jak pożary, które dotknęły Kalifornię, ich wsparcie i obecność zyskują na znaczeniu. Jak widać, zamiast przydepchnąć ich plany, kontrowersja może jedynie dodać im pikanterii w kontekście ich publicznego zaangażowania.

Sytuacja ta przypomina nam, jak trudne są początki w działalności humanitarnej, zwłaszcza dla osób na świeczniku. Pytanie, które się nasuwa, brzmi: jak granice między autentycznym wsparciem a PR mogą być mylone? Media będą uważnie śledzić dalszy rozwój wydarzeń.